sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 22

Miałem piękny sen. Sen w którym ją spotkałem.
Była szczęśliwa. Uśmiechała się od ucha do ucha, przytulała mnie, całowała...ale niestety jak każdy inny sen, ten też musiał się skończyć.
Czemu po mimo tylu lat nie mogłem o niej zapomnieć?

Codziennie o niej myślałem. O jej pięknym uśmiechu, o jej brązowych oczach.
Każde nocy o śniłem. Śniłem o jej śmierci, ale jakoś dzisiaj pierwszy raz od tych dwóch lat śniła mi się ona szczęśliwa.
Ciekawe czemu tak jest?... Nie wiem, ale może niedługo się dowiem.

Otworzyłem leniwie oczy i zauważyłem, że leże sam w namiocie. Wstałem do pozycji siedzącej i rozejrzałem się nieobecny wokół siebie. Nagle wspomnienia z wczorajszego dnia uderzyły mnie jak błyskawica.
Złapałem się za czoło i uśmiechnąłem się słabo, ponieważ uświadomiłem sobie czemu miałem właśnie taki sen, a powód był jasny. Śniło mi się to, ponieważ tutaj po raz ostatni widziałem ją żywą.
– Jaki ja jestem żałosny  – wyszeptałem.
Szybko wyszedłem z namiotu, aby wyprostować plecy. Gdy byłem na zewnątrz, wziąłem głęboki wdech, prostując się.
Rozejrzałem się po okolicy. Zauważyłem, że przy zgaszonym ognisku leżał gołodupiec.
Pewnie stary miał warte i zasnął, przeniosłem swój wzrok na drzewo. Nie wiem czemu, ale coś mnie kusiło, żebym tam poszedł.
Więc ruszyłem wolnym krokiem w stronę kolosa.

Z każdym moim krokiem medalion od Rishy i klucze Lucy bujały się zawieszone na mojej szyi. Pierwsze promienie słoneczne zaczęły mnie oświetlać, kiedy jakiś padał na moje cenne skarby, mieniły się one kolorami tęczy.
Poszedłem do drzewa, położyłem dłoń na pień, zamykając oczy. Następnie zacząłem w skupieniu nasłuchując się śpiewu ptaków.
– Witaj –  Usłyszałem cichy szept.
Odskoczyłem od drzewa jak poparzony, rozglądając się dookoła siebie. Nikogo nie zauważyłem, więc przeniosłem swój wzrok na koronę.
Moim oczom ukazał się blondyn, który trzymał w dłoniach katanę i uśmiechał się.
 Do jasnej anielki, czemu go nie wyczułem? Zadałem sobie to pytanie w myślach, przygryzając dolną wargę.
On spojrzał się na mnie rozbawiony, zeskoczył i powiedział spokojnie:
– No wreszcie. Ile to można czekać, aż się obudzisz  –  Uśmiechnął się promienie, a ja poczułem dziwną nostalgię, ciekawe czemu?
Następnie spojrzał się na mnie zadziornie i dodał szczęśliwy:
– Czas zacząć zabawę.  – Uśmiechnął się groźnie. Na co ja przyjąłem pozycję obroną.
Zrobił krok do przodu. Prawa noga była bardziej wysunięta od drugiej. Nachylił się tak, że po boku było widać, że trzymał miecz. Jedną ręką złapał za rękojeść, a drugą za pochwę.
Zaczął wyciągać katanę, odepchnął się lekko od podłoża i nagle znikł.
Poczułem piekący ból w okolicy biodra. Położyłem tam rękę, następnie spojrzałem się na nią zaskoczony, ponieważ moja dłoń była cała we krwi.
Złapałem się szybko za bok i upadłem na jedno kolano. Spojrzałem za siebie oszołomiony, a w odległości kilku metrów znajdywał się ten chłopak.
– No ciekawie –  powiedział cicho, wpatrując się poważnie na lekko wyjętą broń z pochwy. Na jej ostrzu znajdowało się trochę mojej krwi.  Wyprostował się i spojrzał się na mnie zadowolony.
 – Jeszcze nie czas na naszą zabawę, ale niedługo na serio się zabawimy, a wtedy nie gwarantuje, że przeżyjesz  – zaśmiał się. Znowu wyjął całkowicie katanę i przeciął powietrze.
Przed nim pojawiła się wyrwa w czasoprzestrzeni.
– Papa, Natsu.  –  Machnął mi na pożegnanie nim owa wyrwa się zamknęła.
 – Skąd on zna moje imię i co to miało znaczyć?! – krzyknąłem zbulwersowany, przez co mój głos rozniósł się po okolicy echem.
– Co jest grane?! – Usłyszałem krzyk Graya, szybko odwróciłem się w stronę obozowiska. Wstałem z ziemi i wolnym krokiem ruszyłem do mojego przyjaciela, przytrzymując krwawiącą ranę. Każdym moim krokiem bolało mnie coraz mocniej.
Gdy szedłem moi towarzysze wyszli z namiotów przyglądając mi się. Nagle syknąłem z bólu upadając na ziemie.
– Natsu, coś się stało?!  – Usłyszałem krzyk Erzy, podniosłem swój wzrok i spojrzałem się przed siebie i zauważyłem, że biegła w moją stronę. Szybko usiadłem do pozycji siedzącej. Podniosłem moją kamizelkę a moim oczom ukazała się głęboka rana.
– Kurcze...myślałem, że tylko mnie zadrapał. – wyszeptałem z obolałym uśmiechem, a zaraz dodałem w myślach zaniepokojony.
Jakby chciał, to by zabił mnie bez problemu.
Erza podbiegła do mnie, pomogła mi wstać, spojrzała się na mój krwawiący bok.
– Co ci się stało, Natsu? – spytała  się zaniepokojona.
– Miałem mały wypadek z pewnym blondasiem  – powiedziałem z irytacją głosie, przewracając przy tym oczami. Spojrzałem się na każdego z po kolei, chwili gdy spoglądałem na Kioske, ten posłał jednemu kolesiowi w płaszczu morderczy wzrok. Ten podniósł obie ręce na wysokości głowy i pokręcił głową przecząco, a Aimi westchnął z ulgą.
– O co mu chodziło? – Taka myśl przyszła mi pierwsza do głowy jak zobaczyłem reakcje brązowowłosego.
Zaprowadzili mnie do wygasłego ogniska i usadzili na jednym z postawionych kamieni.  Jellal ruszył do namiotu, a po chili wyszedł z apteczką. Erza chwyciła środek odkażający, popsikała mi nim ranę, a ja syknąłem z bólu. Następnie założyła mi opatrunek i spojrzała się na mnie i powiedziała:
– Na razie ci Wendy tego nie wyleczy, bo wczoraj użyła zbyt dużo magii – Gdy to mówiła ukradkiem spojrzała się na niebieskowłosą, następnie przeniosła na mnie wzrok. Przytaknąłem głową i westchnąłem zrezygnowany.

Po dziesięciu minutach wyruszyliśmy z naszego chwilowego obozowiska.
Jak poprzednio prowadziłem, a za mną szli wszyscy moi towarzysze. Szliśmy dobre pół godziny, a mgła z każdą chwilą się coraz bardziej zagęszczała.
– Hihi...haha. – Usłyszeliśmy nagle cichy chichot i szum krzaków. Każdy przyjął pozycję obroną. Z każdą mijającą sekundą śmiech był coraz głośniejszy.
Spojrzałem się za siebie...W odległości kilku metrów od nas zauważyłem jakąś sylwetkę. Szturchnąłem w ramię pierwszą osobę,która mi się natrafiła, a był nim Kioske. Odwrócił się w moją stronę, a ja jednym ruchem głowy skazałem na tą... zjawę?
On szturchnął kolejne osoby i pokazał im, tak jak ja, ruchem głowy owego stwora.
Spojrzałem się na moich towarzyszy, przekazując im porozumiewawcze spojrzenie. Przytaknęli głową, a ja ruszyłem przed siebie.  Gdy byłem blisko, zauważyłem klęczącą dziewczynkę.
Szlochała cicho.
Przyjrzałem jej się z daleka...
Miała ona długie ciemno-niebieskie włosy sięgające do ziemi. Ubrana była w białą zakrwawioną sukienkę i białe balerinki. Podszedłem do niej powoli.
– Hej, mała  – wyszeptałem cicho, wyciągając powoli swoją dłoń w jej kierunku. Gdy już miałem położyć jej dłoń na barku, zaczęła przeraźliwie się śmiać. Stanąłem oszołomiony obserwując ją. Nagle spojrzała się na mnie jej krwisto-czerwonymi oczami bez źrenic. Wtedy zauważyłem, że płakała krwawymi łzami, które zostawiły po jej policzku czerwone ślady. Odskoczyłem od niej na bezpieczną odległość, sycząc lekko z bólu. Ona wstała i uśmiechnęła się specyficznie. Z trudem przełknąłem ślinę, spojrzałem się na chwilę na moich towarzyszy za mną. Zauważyłem ich przerażone twarze. Nagle po moim ciele przeszły dziwne dreszcze. Odwróciłem wzrok i zamarłem, ponieważ na wysokości mojej twarzy znajdowała się twarz tej dziewczynki. Unosiła się nad ziemią. Nagle przybliżyła swoją twarz do mojej.
– Więc to ty jesteś pierwszym strażnikiem  – Jej głos był strasznie ochrypły. Odsunęła się ode mnie, podniosła rękę do góry. Po chili zamieniła się ona w siekierę. Byłem zbyt zdziwiony, żeby pobiec do moich przyjaciół, żeby w ogóle zaatakować. Uśmiechnęła się psychicznie i się zamachnęła. Czas spowolniał, gdy siekiera była blisko mojej twarzy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzałem się za siebie i zobaczyłem ciemność, a po chwili ujrzałem twarze moich towarzyszy. Spojrzałem się na kolesia, który nadal mnie trzymał, a okazał się on być jednym z tych ludków w płaszczach. Przeniosłem swój wzrok na dziewczynkę, stała ona w miejscu. Gray użył swoich Lancy, a Erza Blumenblatto. Lodowe lance i miecze przebiły ciało dziewczyny. Ona uśmiechnęła się wyjmując miecz i lód swojego ciała. Podniosła swoją dłoń na wysokość klatki piersiowej. Wszystkie lance i miecze, które wbiły się w ziemię koło niej, zaczęły lewitować, a nakierowane były one w naszą stronę.
– Kurcze, kim jest ta mała? – wyszeptał przestraszony Kioske.
– Ja? – zapytała dziewczynka, przechylając główkę. – Ja jestem, obrońcą miejsca pobytu smoczej kapłanki  –  Zamachnęła się, a w naszą stronę ruszył atak.
Użyłem ryku ognistego smoka, ale stopił on tylko lód. Erza znowu użyła swojego ataku, odbijając miecz o miecz.
– Dobra...koniec zabawy –  powiedział Aimi, spoglądając na nią groźnie. – Chłopcy, czas zacząć walkę.  – Spojrzał się na Koua i na tych dwóch, a następnie dodał:
– Może przestaniecie się już ukrywać?
Gdy to powiedział ci dwaj tajemniczy goście ściągnęli płaszcze.
Moje oczy powiększyły się do granic możliwości, ponieważ jeden okazała się być blondynem o imieniu Yosuke, a drugi ten co mnie uratował okazał się być brunetem, który nazywał się Hikaru.
– Hikaru, możesz przysłać moje cacuszko? – Zadał mu pytanie Aimi, wyciągając rękę w bok. Brązowooki uśmiechnął się i wyszeptał cicho:
– Przestrzeń smoka.
Przy ręce Kioske pojawił się czarna dziura, która po chwili znikła pozostawiając po sobie tylko jego ulubioną gitarę. Kou wyjął miecz z pochwy, rękę Hiromiego zaczęła otaczać woda, zaś Kurai utworzył miecz ze swojej magii. Gray przyjął pozycję do ataku, Erza przywołała zbroję cesarzowej ognia, Jellal zaczął rysować kręg magiczne potrzebne do użycia wielkiego wozu, Wendy szykowała się do użycia swojego ryku smoka, a ja leżałem na ziemi pogrążony w myślach.
– Może to oni przyczynili się do jej zabicia – Pokręciłem przecząco głową. – Przecież oni byli kontrolowani przez tego dupka. Nie muszą być źli, skoro jeden mnie uratował, a drugi pomaga walczyć moim towarzyszom.
Szybko wstałem i użyłem mojego ryku. Wszyscy zaatakowali jednocześnie.
Dym zaczął się unosić, a my czekaliśmy zniecierpliwieni na wynik. Kurz opadł, a naszym oczom ukazała się leżąca na ziemi dziewczynka. Zaczęła płakać, ale tym razem nie płakała krwią, tylko normalnymi łzami, zauważyłem również, że jej oczy miały teraz kolor zieleni. Spojrzała się na mnie z bólem i rzekła cicho:
– Dziękuje.
Zamknęła oczy i znikła, a zaraz za nią pojawiła się wielka świątynia

*******

Gdy tylko wyrwa się zamknęła, po małej zabawie z Nastu, blondyn wszedł do wymiaru Rishy, rozejrzał się dookoła bezgranicznej ciemności i westchnął.
– Znowu muszę ją szukać – szepnął zrezygnowany, i zaczął iść przed siebie.
Po dość długiej wędrówce, zauważył fioletowe światło. Wszedł w poświatę, mówiąc:
– No ile można cię szukać, Ris...ha. – Dokończył niepewnie gdyż jego oczom ukazała się wilczyca i piękna blondynka o czekoladowych oczach. Chłopak stanął w osłupieniu, gdy się otrząsnął ze zdziwienia zrobił pierwszy krok, a Ookami zasłoniła Lucy swoim ciałem.
– Odejdź stąd – zawarczała wściekła.
– Kim on jest? – Blondynka zadała pytanie do Rishy, a wilczyca spojrzała się na nią opuszczając swe fioletowe uszy.
–  Na razie nie możesz wiedzieć, ale później się na pewno dowiesz – Uśmiechnęła się do niej smutno, a Lucy spojrzała się na nią trochę zaskoczona, zaś on uśmiechnął się obolałe i spojrzał się w ziemię, tak, że jego zielone oczy przysłaniała grzywka. Wilczyca wpatrywała w niego swoje ślepia, aż w kocu zauważyła coś czego się nie spodziewała, a dokładnie tego, że po policzku chłopaka spłynęła jedna samotna łza. Łza, której wilczyca nie widziała już od dobrych kilkuset lat.
Stała w szoku, osłaniając Lucy.
– Skoro się tak sprawy mają... – Blondyn odwrócił się plecami do dziewczyn. – To mnie już tu nie ma – Odszedł od nich, a gdy był już dobre kilka metrów od Rishy i Lucy, wyjął gwałtownie miecz, otwierając sobie kolejny portal prowadzący do jego ulubionego miejsca przesiadywania.
Risha westchnęła z ulgą, następnie spojrzała się na blondynkę.
– Posłuchaj mnie Lucy, niedługo zostaniesz przeniesiona do świata gdzie powinnaś żyć. Nikomu nie ufaj, zaufaj dopiero pewnemu smoczemu zabójcy o różowych włosach – Heartfilia spoglądała na nią w milczeniu i w skupieniu, a wilczyca położyła jej dłonie na barki. Spojrzała się w jej oczy. – Proszę zaufaj mi, a wtedy obiecuje, że ta pustka w twojej głowie znowu się wypełni – Uśmiechnęła się ciepło, a brązowooka przytaknęła głową. Risha odeszła od niej i spojrzała się przestrzeń, gdzie Acnologia zniknęła.
– To bardzo niewiarygodne. Pierwszy raz widziałam u niego oznakę utraconej tak dawno ludzkości. Wierzę, że Lucy i Natsu zmienią tą mroczną dwójkę już na zawsze... – wyszeptała, uśmiechając się delikatnie, a do niej podeszła blondynka.

*******
Natsu

Hikaru i Yosuke spojrzeli się smutno na mnie. Podszedłem do nich i położyłem im ręce na barki.
– Dlaczego się ukrywaliście? – spytałem, uśmiechając się, a oni zaskoczeni, spojrzeli na mnie.
– Baliśmy się, po prostu się baliśmy, że nas nienawidzisz – rzekł łamiącym  głosem blondyn.
– Nie było się o co martwić, w końcu nie byliście sobą.
Gdy to powiedziałem, po ich policzkach zaczęły płynąc krystaliczne łzy.
– Kioske, to jakiej magi w końcu używasz? – Zwróciłem się tym razem do brązowowłosego, który ze zdziwieniem się na mnie spojrzał.
– A nie widać?  – Wskazał na uwieszoną gitarę, na swoim ramieniu.
–  Magie gitary  – odparłem szybko, a Aimi uderzył się otwartą dłonią w czoło.
– Używam magii muzyki! – wydarł się zrezygnowany, a ja się zaśmiałem.
– Ciekawa magia – Uśmiechnęła się Scarlet.
– Kioske-san, kiedyś mi zagrasz na gitarze?  – Podeszła do niego Wendy, a ten stanął dumnie, szczerząc się.
– No jasne  – odpowiedział, a Marvel podskoczyła do góry szczęśliwa.
Gdy wszyscy się uspokoili, spojrzeliśmy się na świątynie.
– Idziemy? –  zapytał, podchodząc do mnie Jellal.
– Tak, idziemy.

Kiedy byliśmy w środku przywitały nas egipskie ciemności. Chciałem zapalić moją pięść, ale nagle zapaliły się pochodnie, a ja zdziwiony nadal trzymałem moją pięść nad głową.
– Zapałko, jak to zrobiłeś?
– To nie ja...
– Mów głośniej, bo twojego szczekania nie słyszę  – zażartował.
– Mówiłem, że to nie ja zapaliłem te, cholerne, pochodnie! -wykrzyczałem, a Gray podskoczył przestraszony. Westchnąłem i ruszyłem przed siebie.

Dziesięć minut później.

Maszerujemy cały czas, a w ogóle nie widać końca tego przeklętego korytarza.
– Wiecie co... – zaczął Kioske, a wszyscy się na niego spojrzeli. – ...tak sobie myślę, że tu mogą być jakieś pułapki.
– Jakie znowu puła...ki. – zapytał Gray, stawiając krok do przodu. Gdy jego noga dotknęła podłoża jakaś płytka opuściła się w dół. – Ups. – Dodał zaskoczony, cofając się w tył, a następnie odwrócił się w naszą stronę. – Widzicie, nic się nie stało.
Zamknął oczy, uśmiechając się, a my westchnęliśmy. Gdy otworzył swoje oczy, pobladł.
Zaskoczeni odwróciliśmy się za siebie i również pobledliśmy, ponieważ w naszą stronę zaczęła się staczać ogromna kula.
– Uciekajmy! – krzyknąłem i zacząłem biec, a za mną pobiegła cała ekipa.
Kula zaczęła przyspieszać, kiedy my przyspieszaliśmy.
– Cholera! – wykrzyczał Yosuke, a zaraz dodał: – Nie możemy tego cholerstwa rozwalić za pomocą magii?!
Spojrzeliśmy się na niego zaskoczeni.
– Nie mogłeś tego zaproponować wcześniej?! – Wydarli się wszyscy na blondyna.
Zatrzymałem się gwałtownie i gdy kula była tuż przede mną użyłem pięści ognistego smoka. Niestety, jak tylko uderzyłem kulę, zatrzymała się, a przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Podszedłem chwiejnym krokiem do moich towarzyszy i się uśmiechnąłem, a wtedy właśnie kula znów ruszyła, a my zaczęliśmy uciekać.
– Ten korytarz, chyba nie ma końca – rzekł po pewnym czasie Hikaru.
– Jakbym trwali jednej, wielkiej pułapce  – westchnęła Erza, aż nagle zaczęliśmy upadać w dół, zdziwieni wydarliśmy się na całe gardło, lecąc w bezwzględną ciemność.
**************************************************************************************
Rozdział trochę krótki, ale co tam! Ważne, że w ogóle jest XD
Shiro: Jesteś idiotką i tyle. *przewraca oczami* Nic więcej nie mam do powiedzenia.
Co ty idioto gadasz?!
Shiro: Mówię, że jesteś idiotką! *podchodzi do mnie*
Idiota mówi, że jestem idiotką. No pięknie. *spojrzeliśmy sobie w oczy, wściekli*
Shiro: To jesteś zboczoną, sadystyczną idiotką! *Zaczęliśmy się stykać czołami.*
Co ty gadasz?!
Shiro: Do tego chyba jesteś głucha!
Kioske: Teraz wyglądacie jak byście mieli się pocałować.
Shiro i ja: Że co!? *Krzyknęliśmy razem, a Kioske zaczął się zwijać ze śmiechu. * Agrr! *odwróciliśmy się do siebie plecami*
Wiesz co, lepiej przez okno wyskocz.
Shiro: Właśnie to chciałem zrobić! *podszedł do okna* *No to nara!!  *krzyknął i wyskoczył przez nie*
Idiota to pierwsze piętro...
Kioske: ....
Ach~*wzdycham*
Rozdział pisany w trochę innym stylu niż zazwyczaj, mam nadzieję, że po mimo tego spodoba się wam :3
Nie wiem kiedy pojawi się następny, ponieważ w przyszłym tygodniu na weselę jadę do cioci...albo kuzynki...Guzik wiedzieć XD Ale wiem jedno! Na weselu, na sali spróbuję napisać część, drugiej części One Shotu XD
No niestety, został już nam tylko jeden miesiąc wakacji ;-; Wiem, że każdy się smuci i ubolewa nad tym ;-; Dlatego  życzę wam jak najmilszego spędzenia tego ostatniego miesiąca wolności :3
Chce wam jeszcze polecić wspaniały blog Coco-chan, a oto link do niego:
http://niebieski-krysztal.blogspot.com/
Pozdrawiam was wszystkich!
(Rozdział poprawiony dnia 2.08.2015r. przez Jibril (Nashi-chan) )

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. *.*

      O cholera!
      TO BYŁO REWELACYJNE! ZDECYDOWANIE JEDEN Z TWOICH NAJLEPSZYCH ROZDZIAŁÓW! *-*

      Naprawdę, było zajebiście! *___* Było trochę błędów, ale ja Ci nie mogę ich pokazać, bo jest 22:45 i mi się nie chce ;____;
      Wincyj Rishy! Ona taka fajna jest, a tak mało. :3

      ...
      ...
      ...
      Shiro...
      Czy ty wiesz, co właśnie zrobiłeś?...
      *Łapie za siekierę, diabełki i farbę oraz różowy spray* DO-CZAN! Pożyczę na chwilę Shirusia, dobrze? *uśmiecha się słodko*
      ~Tydzień później~
      *Oddaje Ci poćwiartowane ciało Shiro, które jest całe różowe i lepi się czymś słodkim. Bo niektórych miejscach widać lekkie poparzenia*
      Dzięki, Do-czan, na pewno jeszcze kiedyś się pobawimy, Shiruś. :3
      Take: Psychopatkaa.
      Nie prawdaa.
      Hiro: Q.Q
      Shi: Współczuje Domi. Ma okropnego męża.
      q.q cios w serce.


      JAK MÓWIŁAM, ZAJEBISTY ROZDZIAŁ, ALE WIDZĘ, ŻE JEST TROCHĘ BŁĘDÓW, CO TROCHĘ KUJE W OCZY. ZAJEBISTE, ZAJEBISTE, ZAJEBISTE.

      Pozdrawiam i weny!
      Ps. Do-czan, może będę sprawdzać Twoje rozdziały? No wiesz, będę błędy Ci sprawdzać. ^^

      Usuń
    2. Dzia za koma Nashi-chan :D
      Jak chcesz napisz mi błędy na pocztę, lub na gg, wtedy poprawię i nie mam nic przeciwko, abyś sprawdzała moje rozdziały ;)
      O Rishe polubiłaś, pamiętam, że jej nie lubiłaś XD
      Dzia jeszcze za wenę i pozdrawiam ^-^

      Usuń
    3. Okej! Na pocztę wyślę ci cały poprawiony rozdział, ok? :D
      Następnym razem wysyłaj mi swoje rozdziały na pocztę, poprawię i wyślę ci cały poprawiony. :D
      Tak, polubiłam ją. ;D

      Usuń
    4. Okey :3 To czekam na poprawiony rozdział i następny jak napiszę wyślę ci XD

      Usuń
  2. Wowowowow *o*
    ROZDZIAŁ MEEEEGA <3
    Nie mam pojęcia jak opisać wrażenia i wgl ale no p.p
    W takim razie mogę jedynie przesyłać worki weny oraz pozdrowienia ;;
    No bo co pozostało? &.&

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że rozdział się podobał :3
      Dzięki za tą wenę i komentarz :D
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Rozdział krótki, lecz wprowadza sporo do historii. Mam nadzieję, że powrót Lucy nie przewróci Grayowi w łepetynie. Błagam! Niom... Niom... Bardzo mi poprawiłaś humor, ponieważ ostatnio coś w ogóle straciłam chęć do wszystkiego. Zawiodłam na całej linii i to boleśnie odczuwam.
    Trochę bez sensu, żeby blog był o NaLu bez Lucy, więc jakoś się spodziewałam, że ją ożywisz. Tylko nie zabijaj jej drugi raz, bo to już będzie przesadą. -c-c-
    Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie Gray'owi się łepetynie nic nie zmieni :3
      Cieszę się, że poprawiłam ci humor :D Ja mam często takie chwilę, że myślę tak jak ty, że na całej linii zawiodłam, ale się nie martw , pewnie niedługo ten okres minię :3
      A i spokojnie nie zabiję jej drugi raz ;)
      A i dzia za koma i również pozdrawiam ^-^

      Usuń
  4. ŁAPAJ NOMINACJĘ DO LBA! ▼

    http://lucydragneelblog.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award-lba.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaufaj dopiero pewnemu smoczemu zabójcy z różowymi włosami ^^ :*

    OdpowiedzUsuń