piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 9

                                   Rozdział dedykuje Tytania Scarlet (Erza)

W poprzednim rozdziale:

-Dlaczego to zrobiłeś! -Krzyknął wściekły i zadał mu cios w twarz.
Uderzenie było tak mocne, że z nosa lodowego maga poleciała strużka krwi.
-Już ci mówiłem! Wykonałem moje ostatnie zadanie!
        *****************************************
-To był najwspanialszy dzień w moim życiu.
Następnie wstałam z łóżka poszłam się umyć...Po ubraniu się w pidżamę, położyłam się na łóżku i zasnęłam.
           *******************************
                   -Lucy wybacz mi.
                   ****************                                                                
Czemu mi to się zawsze zdarza najpierw Gray, a teraz on...
Gdy przestał mnie całować przybliżył się do mnie i powiedział mi na ucho.
-Nie płacz skarbie...-Przerwał-...To co się stanie później będzie jeszcze gorsze...-I ugryzł mnie w ucho.
Pocałował mnie jeszcze w polik i wziął mnie na ręce w stylu ślubnym i ruszył w nie znane mi uliczki Magnoli...
                                                         ********
Lucy 
(znowu)

Szliśmy (a raczej ona szedł) tak gdzieś trzy minuty. W końcu weszliśmy do jakiegoś mieszkania, które znajdowało się nieznanej mi części Magnolii...
Byliśmy tam na moje szczęście lub nieszczęście sami. Wszedł do jakiegoś ciemnego pokoju i zapalił światło. Owy pokój okazał się sypialnią.
Był to mały przestronny pokój z wielkim łóżkiem przy oknie i z komodą koło owego łóżka.
Gdy byliśmy przy łóżku położył on mnie na nim. Zostawił mnie w pokoju samą. Próbowałam się ruszyć, ale nadal mi się to nie udawało. Mój strach z każdą minutą rósł. Czas dla mnie dłużył się nie miłosiernie...
Gdy chłopak wrócił miał na rękach zawieszony sznur i jakąś mokrą szmatę. Spojrzał się na mnie i uśmiechnął się...
Po krótkiej chwili podszedł do  mnie i związał mi ręce, a później nogi...
Kiedy mnie wiązał próbowałam krzyknąć imię mojego ukochanego, ale każda próba kończyła się jak poprzednie. Gdy chciał mi zawinąć twarz szmatą. Wreszcie mi się udało! Krzyknęłam:
-Natsu! -Niestety dla mnie był to krzyk, a dla tych co słyszeli mój głos był to mój normalny głos w czasie jakieś spokojnej rozmowy.
Gdy usłyszał jak mówię imię mojego chłopaka. Zdziwiony cofnął ręce,które trzymały tą szmatę. Odstawił ją na komodę obok łóżka, a następnie usiadł tuż koło mnie na łóżku. Swoją rękę oparł tuż przy mej głowie. Nachylił się. Coraz bardziej przybliżając tym moją twarz do jego. Myślałam, że znowu chce mnie pocałować, więc zamknęłam oczy....Ale do pocałunku nie doszło. Gdy je z powrotem otworzyłam, jego twarz była blisko mnie. Nic nie zrobił tylko szepnął mi do ucha:
-Niezła jesteś... -przerwał i ugryzł mnie w ucho, a następnie powiedział:
-Chociaż,że rzuciłem na ciebie bardzo silne zaklęcie to i tak byłaś stanie coś powiedzieć. -Gdy skończył mówić odsunął się ode mnie.
Spojrzał mi w oczy i znowu się nachylił, aby tym razem mnie pocałować. Łzy po raz kolejny zebrały mi się w oczach i zaczęły spływać po policzku. Pocałunek był długi i namiętny. Dla mnie ten moment był najgorszy w całym moim życiu. Gdy wreszcie skończył, odsunął się ode mnie i spojrzał się na mnie zadowolony. Gdy zobaczył moją zapłakaną twarz uśmiechnął się jeszcze bardziej, ale to nie był normalny uśmiech. Był to złowieszczy uśmiech taki co widziałam u najgorszych przestępców.
Następnie wziął szmatę z komody i przyłożył  mi ją do ust. Oczy mi się zaczęły zamykać, a obraz zaczął robić mi się z każdą chwilą coraz bardziej nie wyraźny.
Przed całkowitym zamknięciem oczu usłyszałam jak tylko mówi:.
-Śpij słodko kochana...Nie bój się nic ci nie będzie bo....
Nie usłyszałam co było dalej, bo oczy mi się zamknęły i widziałam tylko ciemność.
                                     
Natsu
 (pół godziny wcześniej)

Obudziłem się, a koło mnie nie było Luce. Spanikowałem...nigdzie jej nie było nawet w łazience!
Po przeszukaniu dokładnie całego domu.Wyszedłem na dwór. Przeszukanie całej Magnoli zajęło mi koło dwudziestu pięciu minut. Wszedłem w ostatnią nie przeszukaną przeze mnie uliczkę. Bałem się o Luce nigdzie jej nie było i jeszcze te cholerne przeczucie, że coś jej jest.

Szedłem i nagle się potknąłem o kamień,który wystawał z ulicy. Niestety nie zdążyłem złapać równowagi i wylądowałem na ziemi. Gdy siedziałem na ulicy nagle zaczął padać deszcz. Westchnąłem tylko i powiedziałem:
-Ja to mam pecha .
Koło mnie była kompletna cisza. Wytężyłem mój słuch i wsłuchiwałem się rytm muzyki, który wybijał deszcz.
-Natsu...-usłyszałem nagle cicho me imię.
Zacząłem rozglądać się po okolicy.
Jestem na sto procent pewny! To na pewno głos Luce.
Zerwałem się na równe nogi i wbiegłem do budynku, z którego prawdopodobnie dochodził jej głos.
Wyważyłem pierwsze lepsze drzwi od wejścia i stanąłem jak wyryty...zobaczyłem....staruszków uprawiających zapasy sumo. (XD) Gdy mnie zobaczyli zaprzestali danej czynności i się na mnie spojrzeli...Gdy tylko otrząsłem się z tego szokującego widoku. Ukłoniłem się i krzyknąłem:
-Przepraszam!
A następnie naprawiłem szybko drzwi i wyważyłem następne drzwi tuż obok tego mieszkania...Tym razem były to prawidłowe drzwi.
Gdy  tylko drzwi upadły z wielkim hukiem na ziemie. Zobaczyłem coś co sprawiło, że od razu we mnie coś się zagotowało. Była tam nieprzytomna Lucy, licznymi powierzchniowymi ranami i na dodatek  nie miała bluzki, a koło niej siedział półnagi blondyn uniesioną ręką koło której lewitowały kropelki wody. Gdy wreszcie odwrócił wzrok w moją stronę, uśmiechnął się szyderczo i powiedział:
-Chyba pomyliłeś drzwi...
Czy on ze mnie żartuje!
-Lepiej już idź,bo...- Nie dokończył, bo przywaliłem mu z całej siły w tą jego piękną twarzyczkę.
Woda wokół jego ręki chlusnęła na ziemie, a on sam wyleciał przez okno. Szybko podbiegłem pod okno, ale drania już nie było widać. Były tylko odłamki szkła i krew?
Następnie szybko podbiegłem do Luce, wziąłem ją na ręce i wybiegłem najszybciej jak się dało z bloku. Biegłem ile miałem sił w nogach. Musiałem przebiec całą Magnolie, aż wreszcie dobiegłem do Fairy Hils. Zatrzymałem się i krzyknąłem na cało gardło:
-Wendy!
Nikt nie odpowiedział....
-Weeeeendy! -Spróbowałem jeszcze raz.
Czekałem chwile i nie usłyszałem odpowiedzi. Spojrzałem się na Luce. Coś we mnie kazało sprawdzić jej puls. Gdy go sprawdziłem zamarłem, z każdą chwilą stawał się coraz wolniejszy.
-O..co chodzi? -Spytałem sam siebie szokowany, a po chwili dopowiedziałem już w myślach:
Przecież nie ma żadnej poważnej rany, tylko z nie których ciekła krew...Więc dla czego?
Otrząsłem się szybko i zacząłem biec w stronę domu Polyushy, która była w obecnej chwili mą jedyną nadzieją na ocalenie Luce.

Biegnąc co chwile sprawdzałem puls Luce, który z każdą chwilą nikł. Po krótkiej chwili stanąłem przed drzwiami Polyushy. Trzymając nadal Lucy zacząłem pukać energicznie jedną ręką drzwi...
Z każdym walnięciem drzwi krzyczałem jej imię. Po chwili otworzyła mi drzwi nieźle wkurzona Polyusha krzycząc mi w twarz:
-Co chcesz ty idioto!? Zaraz byś mi drzwi roz...-przerwała i spojrzała na Luce, którą najwyraźniej dopiero teraz zauważyła.
-Proszę...pomóż jej...- Powiedziałem, a raczej wysapałem prośbę.
-Wchodź! -Krzyknęła i wpuściła mnie do jej domu.
Gdy wszedłem do środka wskazała  na łóżko mówiąc:
-Połóż ją tam.
Posłusznie położyłem ja na łóżku. Spojrzałem się na jej twarz, a następnie wziąłem jej rękę i zacząłem sprawdzać jej puls. Znowu zamarłem. Jej puls był prawie niewyczuwalny.
-Polyusha! -Krzyknąłem spanikowany, odwracając się jej stronę.
-Odsuń się od niej! -Rozkazała mi.
Posłusznie odsunąłem się od Luce, ale przed tym złapałem ją za rękę i powiedziałem:
-Luce.
Poszedłem w stronę kanapy, która stała niedaleko łóżka, na którym leżała Luce...
Gdy usiadłem na niej spojrzałem się jeszcze raz na różowo-włosom ratującą Luce.
Następnie spuściłem wzrok na ziemie. Zamknąłem oczy i modliłem się w duchu o to żeby Luce przeżyła.

*******************

Ciemność.
A w tej ciemności stał  chłopak  opierający się o ścianę. Nie było widać go dokładnie...
Dopóki tą ciemność nie rozjaśniła latarnia. Teraz było widać go w całej okazałości. Był to ten sam blondyn co zranił Lucy. Z jego prawej ręki sączyła się szkarłatna krew, skapująca co chwilę na ziemie, a w ranie wciąż znajdował się spory kawał szkła. Pomimo rany jaką poniósł jego twarz była spokojna, a oczy zamknięte. Wyglądał jak by spał na stojąco.

Całą okolicę ogarnęła cisza, aż nagle...było słychać tylko kroki. Chłopak otworzył oczy i spojrzał się w ciemność. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Nagle ktoś powiedział nadal nie wyłaniając się  z ciemności:
-Nieźle cię załatwił. -Powiedział kpiąco jakiś chłopak.
-A ty co. -Powiedział blondyn tym samym tonem co osoba ukryta w ciemności, następnie kontynuował:
-Pewnie jak byś ty wykonywał te zadanie, to też byś oberwał od tego Ognistego Smoczego Zabójcy.
Chłopak ukryty w ciemnościach zaczął się śmiać w wniebogłosy.
Po czym po chwili wyszedł z ciemności. Gdy światło go oświetliło można było zobaczyć jego wygląd. Był to wysoki brunet z długimi włosami o brązowym kolorze oczu. A w uchu miał kolczyk.

Teraz obydwaj patrzyli w sobie oczy. Nagle brunet powiedział:
-Co ty taki mądry...-zaśmiał się. -Ty też jesteś Smoczym Zabójcą.
-To co, że nim jestem. -Przerwał i uśmiechnął się.-Przecież ty też nim jesteś...barcie.
-Nie bądź taki mądry!-Podniósł głos, a następnie powiedział już normalnym tonem:
-A zadanie chociaż wykonałeś?
-Tak...-uśmiechnął się złowieszczo-...moja trucizna pewnie zaczęła już działać.
-Ale nie zapomnij o jednym bracie...Twoją truciznę można zwalczyć.
-Wątpię żeby jej się udało ją zwalczyć...
-Ja też tak sądzę bracie, ale możemy jej nie doceniać, ale...pamiętaj zawsze jest 1% na to, że ona przeżyje.
-Masz racie bracie... ,ale pamiętaj jest 99% szans na to, że ona jednak umrze...A wątpię, żeby była taka silna, żeby zawalczyć smoczą truciznę.(Jak by co on nie jest Trującym Smoczym Zabójcą).
-Hmm...może masz racje...-Przyznał mu.
Odwrócił się w stronę ciemności i zaczął w nią iść.
Gdy doszedł do końca terenu oświetlającego przez pojedynczą latarnie, odwrócił się w stronę blondyna i powiedział:
-Idziesz barcie?
-Tak już idę. -Odpowiedział.
Doszedł do niego i razem weszli  do bezkresnej ciemności i znikli.
                                           
*********************
Natsu

Ciągle siedziałem na kanapie, a mój wzrok nadal był skierowany na  podłogę...
Moje myśli sięgały gdzieś całkowicie daleko. Byłem jak w transie...
Nagle z tego stanu wybudziła mnie ręka położona na moim barku. Podniosłem wzrok na osobę stojącą przede mną, którą okazała się być Polyushą. Wpatrywałem się w nią i czekałem na wyjaśnienie co z Luce. Najwyraźniej wiedziała o co mi chodzi, czemu się nie odzywam:
-Powiem strzeże...-zaczęła-...jest z nią źle...jej organizmie jest  bardzo silna trucizna, którą ani ja, ani Wendy czy Chelia nie możemy usunąć.
Znieruchomiałem.
Czyli nie ma ratunku dla mojej Luce?
Zacząłem się niekontrolowanie trząść, a w moich oczach zebrały się łzy, które po chwili spłynęły mi po policzku. Była to trzecia, może czwarta taka chwila kiedy ukazałem swoją słabość...swe łzy.
Mój wzrok znów powędrował na podłogę, na którą skapywały srebrzyste łzy.
-Ale jest jeszcze nadzieja...-Podniosłem wzrok na Polyushe (jak ja nienawidzę tego imieniaXD).-Może Lucy da radę jakoś ją zwalczyć, ale...-nacisła na ale-...pamiętaj młodzieńcze...jest tylko 1% szans na to, że jej się to uda.
Powiedziała to i odeszła ode mnie, ale przed wejściem do jakiegoś pokoju spojrzała się na mnie i powiedziała:
-A teraz lepiej idź do niej. -Uśmiechnęła się (o-0 co ona się uśmiechnęła XD) i weszła do jakiegoś pokoju.
Szybko wstałem z kanapy i podbiegłem do łóżka na, którym leżała moja dziewczyna. Po drodze wziąłem jakąś pufę. Położyłem ją koło łóżka Luce i usiadłem na niej. Na początku się w nią tylko wpatrywałem. Po chwili wziąłem jej rękę, którą ucałowałem mówiąc:
-Dasz radę Luce...wieże w ciebie..
Zamknąłem oczy i zacząłem modlić się w duchu.
                                               
*********************

Lucy

-Gdzie ja jestem? -Mój głos rozniósł się echem po bezwzględnej ciemności.
*Kap*
Usłyszałam i spojrzałam się w dół. Moim oczom ukazała się przezroczysta powierzchnia na której tworzyły się falę.
-Co ja tu robię?
Kolejne pytanie, na które nie ma odpowiedzi i kolejna kropla wody, która spadła na dół.
-Czemu otacza mnie ciemność?
*Kap*
Znów spadła kropla.
-Czy ja...nie żyje?
*Kap*
Wszystko się powtarza tylko...pytania są inne.
*Kap,kap,kap*
Krople zaczęły spadać coraz szybciej, coraz szybciej.

Dla mnie czas spędzony w tej ciemności wydawał się wieczny.
Nagle zrobiło mi się strasznie zimno.
Zatrzęsłam się.
Ciemność wokół mnie zaczęła się zagłębiać, a mi było coraz zimniej i nagle...poczułam ciepło na mojej ręce i usłyszałam słowa.
-Dasz radę Luce...wierze w ciebie.
Znałam ten głos. Nagle ciemność znikła, a przede mną...pojawił się różowo-włosy chłopak wyciągający rękę w moim kierunku. Podszedł do mnie bliżej i uśmiechnął się.
Bez chwili zastanowienia złapałam go za rękę, a cała ciemność znikła. Przytuliłam się do niego. Zamknęłam oczy i...

Otworzyłam je. Zobaczyłam zmartwionego Natsu trzymającego moją rękę. Miał on zamknięte oczy. Nie wiem czemu ale jestem słaba. Resztkami sił wypowiedziałam jego imię:
-Natsu.
Nagle otworzył oczy i spojrzał się zdziwiony w moją stronę. Zdziwienie znikło. Był uśmiechnięty, a z jego oczu nagle pociekły łzy. Łzy szczęścia.
Zdziwiłam się tym widokiem. Widziałam tylko raz odkąd go poznałam, jego łzy. Teraz jest już drugi...
Chciałam go przytulić, pocałować, ale nadal nie miałam na nic sił. Po chwili oczy zaczęły mi się zamykać. Zanim całkowicie je zamknęłam usłyszałam:
-Tak się ciesze Luce...wierzyłem ciebie. Kocham cię.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale moje oczy się zamknęły i zasnęłam.

*********************

Natsu

Mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy Luce zasnęła.Dzisiaj miała ciężki dzień, więc rozumiem jej zmęczenie. Westchnąłem. Szedłem z krzesła ukucnąłem i oparłem się rękoma o łóżko. Mój wzrok powędrował na śpiącą Luce.
(wyobraźcie sobie, że to nie łóżko szpitalne tylko normalne i ,że nie ma bandaża zawiniętego na głowie XD)

Następnie położyłem się koło niej i zasnąłem.

Rano obudziły mi krzyki. Swój wzrok skierowałem na Luce.Nadal spała. Ciekawe więc kto krzyczał. Wstałem z łóżka skierowałem wzrok na drzwi, a tam stało chyba dobra połowa gildii.
Wszyscy zaczęli się pytać o to co się stało z Lucy. Opowiedziałem im wszystko. No prawie wszystko ominąłem tylko fakt o tym, że ten gołodupiec pocałował Luce. Na samą myśl o tym mam ochotę go zabić.
Po wyjaśnieniu całej sytuacji zostało tylko kilka osób z gildii. A byli to: Gray, Juvia, Wendy, Romeo, Erza, Jellal, Levi, Mira i o dziwo Laxsus i Gajeel, a no i jeszcze trzy exceedy. Jedno mnie tylko zdziwiło...
Podczas gdy w pokoju cała gilda...ona nawet się nie obudziła. Polyusha mówiła mi, że po tym wszystkim może spać nawet trzy dni, ale w tedy jej za bardzo nie słuchałem.
Na szczęście jest tygodniowa przerwa od zawodów...

Wszyscy siedzimy w pokoju, w którym jest Luce. Panuje tam teraz kompletna cisza.
Cisza, której ja nie znoszę....
Nagle nie wytrzymałem. Wstałem i krzyknąłem zapalając swoje ciało:
-Co jest tak cicho jak na pogrzebie! Przyślijcie odwiedzić ją czy tylko posiedzieć w domu tej babki.
Nagle ciary mi przeszły po plecach. Spojrzałem się na innych, których twarze były przestraszone. Przełknąłem ślinę i następnie wolno się odwróciłem. Za mną stała nieźle wkurzona Polyusha. Otaczała ją czarna aura, a w ręku trzymała miotłę. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka. Znowu przełknąłem ślinę i cofnąłem się o kilka kroków w tył.
-Wiesz co chłopcze...-Powiedziała a raczej wysyczała. -Jestem na tyle miła, że pozwoliłam ci tu zostać. -Westchnęła.- A teraz WON Z MOJEGO MIESZKANIA! -Zaczęła mnie gonić miotłom po pokoju.
Przez co ja rozwaliłem gdzieś połowę rzeczy znajdujących się tam. Kiedy ja uciekałem reszta wyszła, zabierając Luce. O dziwo to nie Gray ją niósł tylko Laxsus!
Co jest grane! Kolejny rywal! Tylko ona jest moja! Ha!

Ledwo co ich dogoniłem, a już zacząłem się kłócić z gołodupcem.
Ach...z tym to nigdy nie ma spokoju.
Gdy chcieliśmy skoczyć sobie do gardeł...

...oberwaliśmy w głowę od Erzy, która z morderczym wzrokiem powiedziała.
-PRZESTAŃCIE SIĘ BIĆ IMBECYLE!

-Hai..-opowiedzieliśmy przytuleni trzęsąc się ze strachu.

Szybko się otrząsłem i zabrałem Luce z rąk Laxsusa...
Zrobiłem to z prędkością światła.
Biedny Laxus nawet nie wiedział, że ją wziąłem. Nawet trzymał ręce w ciąż tej samej pozycji. To wygląda śmiesznie. Ha~
Gdybym nie miał na rękach Luce, to już bym się kulał po ziemi ze śmiechu.

Gdy wyszliśmy z lasu wszyscy się roześlij. Tylko Wendy i Carla poszły ze mną.
Po chwili doszliśmy do mieszkania Luce. Gdy wskoczyłem z nią przez okno i ułożyłem ją potem w jej łóżku. Wendy weszła do mieszkania i powiedziała:
-Tak dla pewności uleczę jej te małe rany. -Uśmiechnęła się.
-Okey. -Powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech.
Młoda maginii podeszła do Luce i zaczęła ją leczyć.Ja w tym czasie usiadłem na fotelu i obserwowałem jak Wendy sobie radzi.
Nie minęło pięć minut, a z ciała Luce znikły wszystkie rany.
Po chwili Wendy wyszła, ale przed tym podziękowałem jej. Następnie poszedłem do łazienki umyć się. Kąpałem się dobre dziesięć minut.
Gdy z niej wyszedłem już dobrze odświeżony....Ziewnąłem i szybko wparowałem do łóżka Luce. Po chwili zasnąłem.

Rano obudziły mnie promienie słoneczne wchodzące przez okno. Niechętnie wstałem z łóżka. Poszedłem do kuchni wykombinować sobie coś do jedzenia. Gdy sobie tak ,,gotowałem" nagle z znikąd pojawił się Happy. Spojrzałem się na niego i powiedziałem z uśmiechem:
-Ohayo Happy.
Ten zamiast mi odpowiedzieć, wyciągnął skądś rybę i zaczął ją jeść.
Zrezygnowany tylko westchnąłem i dopiero teraz, gdy poczułem spaleniznę przypomniało mi się o jedzeniu.Szybko wyłączyłem gaz, a jajecznice z patelni przełożyłem na talerz. Byłem tak głody, że nawet taką zjadłem.
Po zjedzeniu śniadania chciałem pozmywać, ale stłukłem talerz. Szybko go pozbierałem i wyrzuciłem do kosza. Następnie spojrzałem się na mojego niebieskiego przyjaciela, który się ze mnie śmiał. Nie zwracając na niego większej uwagi wyszedłem z kuchni. Gdy tylko wszedłem do pokoju uśmiechnąłem się wesoło. Luce wreszcie się obudziła.
Zacząłem do niej podchodzić. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się promienie i powiedziała do mnie tym słodkim głosem:
-Ohayo Natsu.
-Ohayo Lucy. -Byłem już koło niej. -Dobrze się czujesz? -Spytałem się troskliwie siadając na łóżku.
-Czuje się świetnie Natsu! -Chciała wstać z łóżka, ale ją powstrzymałem. Spojrzała się na mnie pytająco, a następnie się spytała:
-O co chodzi Natsu?
-Musisz jeszcze odpoczywać...-Odpowiedziałem jej szybko.
-Ale Natsu...muszę..
-Co musisz?
-Muszę iść do łazienki.
-To pójdę z tobą.
-Natsu nie zaczynaj.
-Czego mam nie zaczynać?
Nie odpowiedziała tylko przywaliła  m w twarz, a ja wylądowałem na ziemi. Gdy się chciałem podnieś ...Luce szybko pobiegła do łazienki i się w niej zamknęła.
Ja tylko zrezygnowany westchnąłem, a następnie powiedziałem cicho wstając z ziemi:
-Ach...te dziewczyny...
*****************************************************************************************
No, no nareszcie skończyłam!
Shin : Gniewam się na ciebie. Jak mogłaś to zrobić Lucy.
Ha. Ha
*śmieję się złowieszczo*
Czekaj do finałów zawodów. To w tedy będziesz mówił biedna Luśka~
Shin : Co ty planujesz?
Dowiesz się.
Shin : Ale przyznaj się...Lubisz pisać takie rozdziały.
Tak :3
Shin : Dobra.
*przewraca oczami*
Co to miało być!
Shin : Nic
Zatłuc cię!
Shin : Nie
*Przywalam mu w głowę.*
Shin : Ała!
Przeproś...
Shin : Za co?!
Przeproś
*Patrzę się na niego groźnie*
Shin : Przepraszam.
Dobry chłopiec...
To do następnego :*

11 komentarzy:

  1. Oż ty....Czy chcesz żebym zawału dostała?! Co chcesz jej zrobić na zawodach!? Ty...Ty... TY Sadystko! ...
    A propos, rozdział świetny, bardzo lubię jak piszesz, to mnie motywuje! A z każdym rozdziałem coraz bardziej podkochuje twoje opowiadanie! Mmmm~
    Pozdrawiam cieplutko i ślę wenę!!!
    Twoja Nashi~

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę,że ci się podoba :3
    Tak jestem sadystką XD
    Shin:Zgadzam się jesteś sadystką...
    Co ty tu robisz?
    Shin:Nic...a najfajniejsze jest,że ona nie wie,że całą fabułę na tą sagę wymyśliłaś w szkole :D
    Jeszcze raz dziękuje za wenę i fajnie,że to co piszę cię motywuję :D

    OdpowiedzUsuń
  3. " Ach te dziewczyny..."
    Natsu co to miało znaczyć ?!
    Natsu: Nic, nic ! Nie ważne !
    Gadaj !
    Natsu: Naprawdę nic ważnego !
    >patrzy na niego podejrzliwie<
    Natsu: Naprawdę...
    Sugerujesz że jestem gruba ? >.>
    Natsu: Co ?! Nie !

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Aye! Natsu ma już dwóch miłosnych rywali xD Ale fajnie, im więcej gości uganiających się za Lucy, tym lepiej :D :D :D xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tym lepiej XD
      Dziękuje za komentarz Aria-chan ^-^

      Usuń
  5. niedługo Zeferek?! biedna Lucy ;-;

    OdpowiedzUsuń
  6. biedna Luśka przez co ona przeszła w tak krótkim czasie
    pozdr. i śle wene
    - Lu-chan :*
    ps kocham Shiro ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. natsuuu.....najpierw sugerujesz że coco jest gruba a teraz jeszcze te westchnienia pod łazienką jak lucy się kąpie! ? co to ma znaczyć!?
    Natsu:c-co!?ja wcale n-nie w-w-w-wzdycham!
    yhyyy...to uwaga uwaga! ..
    natsu:n nie czekaj!
    przed państwem!
    Natsu:zlituj się!
    *klęcze i ma minę zbitego psiaka *
    wydawanie dzwięków NATSUUUUU!
    Natsu:nieeeeeeeeeeeeeeeeee!
    achhhhh achh echhhhh achhhh mrrrrrr achhhh
    *płacze*
    dobra masz spokój :-[
    *wzdycha z ulgą*
    Natsu:dobra kobieta,,
    *wyduszenie*
    czyli ja też twoim zdaniem jestem gruba >_>??
    Natsu:no i się zaczyna....Lucy ratuj
    Lucy :coooo! ? Natsu ty potworze dopiero z siłowni wracam!
    *płacze*
    xDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń